David Palmero - Something to Remember part I (2006-2011)


Hiszpanie tworzą dobrą muzykę. Od kiedy odkryłem Jamendo, jestem wielkim fanem kompozytora Rogera Subirany (jego twórczość postaram się wkrótce opisać szerzej na blogu), dziś zostałem sympatykiem Davida Palmero - muzyka ze słonecznej Andaluzji.

"Something to Remember" to podzielona na dwie części płyta będąca zbiorem kompozycji artysty wyprodukowanych w latach 2006 - 2011. To, co wyróżnia ten album spośród innych to znakomite, wręcz przebojowe, partie gitarowe. Drugi utwór "Without tears in my eyes" mógłby spokojnie służyć jako podkład do radiowego hitu.

Polecam fanom muzyki nieco innej niż smętne pojękiwanie. ;)

OCENA: 7/10

LISTA UTWORÓW:

1. Let me dream part_II (edit) (5:04) [warto posłuchać]
2. Without tears in my eyes (edit) (3:20) [warto posłuchać]
3. Warrior of the light (7:34)
4. Lights in the moon (edit) (4:20)
5. The search of stars with PeerGynt Lobogris (edit) (3:42)
6. Shooting star (5:27)
7. Rhythm of love (previously unreleased) (2:32)
8. Only you & I (6:09)
9. Baby (edit) (4:33)

Czas trwania: 42:41



Czytaj dalej



Okładki: maj 2011


Początek miesiąca to okazja, by podsumować to, co działo się w poprzednim. I tak w maju na Jamendo premierę miało 51 albumów z muzyką relaksacyjną. I przyznaję się bez bicia - żadnego jeszcze nie przesłuchałem. Ostatnio mam takie zaległości, że trudno mi być na bieżąco. Tak więc recenzji spodziewajcie się nieco później, dzisiaj przyjrzymy się jedynie okładkom, które moim zdaniem także zasługują na trochę uwagi.


Najlepsza okładka:

Echofikibausik - Addict of chillout


Najładniejszy tekst tytułowy:

Screenplay - Second Night In Heaven


Najbardziej nastrojowa okładka:

The-Watcher - Moonlight City


Najbardziej minimalistyczna okładka:


Neyron - lektrooo


Najdziwniejsza okładka:

DJ TRIKINOSIS - trio


Najgorsza okładka:

stony-stontec - Viretual Reise



Czytaj dalej



Dom the Bear - Ethereal Landscapes 2 (2011)


Nie można ufać recenzjom z Jamendo. Przed odsłuchaniem opisanego niżej albumu naczytałem się paru pozytywnych opinii, dzięki którym nastawiłem się do niego dość entuzjastycznie. Tymczasem zamiast przyjemności czekało mnie srogie rozczarowanie.

Spodziewałem się muzyki łatwej w odbiorze (jak ją określił sam twórca), tymczasem rzeczywistość jest zgoła inna. Większość utworów na płycie brzmi jak efekt wewnętrznego konfliktu artysty, który nie może się zdecydować, czy tworzyć muzykę składającą się z "twardej" czy "miękkiej" elektroniki. Słyszymy więc ładnie brzmiące syntezatory "z głębią", którym przygrywają te przypominające warkot wiertarki.

Od strony technicznej jest jeszcze wiele do zarzucenia. Niektóre partie instrumentów są zdecydowanie za głośne w porównaniu z resztą, melodie czasami za szybko się urywają, przez co powstają nieestetycznie brzmiące przerwy. Zdarzają się momenty, w których trudno jest wyłapać rytm - gdy już zaczynamy się wczuwać, ten nagle się zmienia. Wszystkie te niedoróbki powodują, że muzyka wkurza zamiast relaksować.

OCENA: 2/10

LISTA UTWORÓW:
1. Gaudi (3:26)
2. Out of the waves (12:14)
3. 1967 (9:56)
4. King Louie (3:42)
5. Pebble in the river (4:03)
6. Like a hand on my shoulder (10:44)
7. Look at the green leaves (6:52)
8. Far and beyond (3:00)
9. Out of the waves less water version (8:06)

Czas trwania: 62:03



Czytaj dalej