Patroux - Keys And Colors (2011)


Nie wiem z jakiego materiału ulepieni są Francuzi, ale jestem niemal pewny, że z innego niż reszta świata. Bo jak wytłumaczyć to, że prawie wszystko co wychodzi z ich rąk - od jedzenia po muzykę - jest wyjątkowe? Nie inaczej jest z recenzowanym dzisiaj albumem. Dla mnie to najlepszy kawałek muzyki, jaki słyszałem od miesięcy.

Nastrojowe, harmonijne melodie wygrywane przez syntezatory to główna siła tego albumu. Zawiera on aż 22 utwory i trwa ponad 2 godziny. Jak przyznał sam autor, uwielbia on mieszać style i nastroje w swoich kompozycjach. I to czuć na płycie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - jest tu coś dla fanów powolnych, nieco mrocznych melodii, jak i dla sympatyków trochę szybszych rytmów. Dla mnie - rewelacja. Cóż mogę więcej napisać? Ściągajcie i słuchajcie, bo warto! :)

OCENA: 9/10

LISTA UTWORÓW:
1. LE JOUR NOUVEAU (9:36) [warto posłuchać]
2. COSMIC REGGAE (3:47) [warto posłuchać]
3. EASTER BELLS IN THE SKY (8:15) [warto posłuchać]
4. JOY IN YOUR EYES (4:35) [warto posłuchać]

5. WOMEN OF SILENCE (4:00)
6. TRANS EUROPE EXPRESS (6:38)
7. STRANGE WORLD (7:01) [warto posłuchać]
8. TIBETAN GUEST (6:21)
9. MARATHON (4:19)
10. ICY DANCING (8:45)
11. LE CHANT DU HAUBOIS (4:33)
12. MOOD OF SUMMER (4:51)
13. MELANCOLIA (6:51)
14. SAXOMAN IN SPACE (5:58) [warto posłuchać]
15. RÊVERIE (4:40)
16. ENTRE CIEL ET MER (5:46)
17. SLOW OF LOVE (5:21)
18. JUMPING WOOD FLUTE (5:20)
19. CIRCLE OF HOPE (4:16)
20. TRANSMUTATION (7:01)
21. PLANETE NOÉ (5:41)
22. GARDEN OF CRYSTAL (5:00)
 

Czas trwania: 128:35





Czytaj dalej



Kendra Springer - Hope (2009)


Oj, ale mi się dziś oberwie.

Po pierwsze - za lenistwo. Są wakacje i niby dzięki temu powinienem mieć więcej czasu na prowadzenie tego bloga, a w praktyce zdrowo się opieprzam. Zastanawiam się czy nie zmienić nieco formę wpisów, bo w końcu ile można pisać że dany album mnie zaskoczył lub rozczarował, a spodziewałem się czegoś innego? Mam w zanadrzu parę dłuższych recenzji, ale po nich najprawdopodobniej trochę się tu zmieni.

Po drugie - dostanie mi się od fanów najpopularniejszej kompozytorki-pianistki na Jamendo - Kendry Springer. Prawie 2 miliony odsłuchań albumu to świetny wynik nawet dla komercyjnego artysty, nie mówiąc już o kimś, kto udostępnia swoją muzykę za darmo. Podczas gdy setki słuchaczy zachwycają się w komentarzach nad jej płytą, ja pozostaję sceptyczny.

Owszem, fortepian brzmi bardzo dobrze i czuć, że Kendra wkłada w grę całe serce, ale utwory nie są dynamiczne i dla mnie "Hope" brakuje pewnej harmonii. Trudno jest złapać rytm tej muzyki, a co za tym idzie - trudno jest też się zrelaksować. Nie mówię, że ten album jest zły, wręcz przeciwnie. Ale nie nazwałbym go też wybitnym.

OCENA: 6/10

LISTA UTWORÓW:
1. Hope (3:07) [warto posłuchać]
2. Angels To Guard You (3:04)
3. Hint of Dawn (2:16)
4. Sus Ojos Se Cerraron (Your Eyes Are Closed) (3:59)
5. Angela (3:46)
6. Wistful (4:19)
7. Ware Liefde (True Love) (4:06)
8. Reminiscence (4:19)
9. Where Sky Meets Sea (4:58)
10. Coming Home (5:15)
11. With You (5:52)

Czas trwania: 45:01



Czytaj dalej



Echofikibausik - Addicts of chillout (2011)


Nadeszły wakacje i nareszcie mam czas by usiąść trochę przy tym blogu. Przedostatni wpis oceniał okładki, które uznałem za godne uwagi, a dzisiejszy wpis będzie poniekąd jego kontynuacją, bowiem pod lupę biorę zwycięzcę tamtego komkursu - płytę pt. "Addicts of chillout" formacji Echofikibausic.

Miesiąc temu zachwycałem się okładką tego albumu, podziwiając pracę grafika. O zawartości muzycznej płyty mogę powiedzieć to samo: brzmi jak efekt pracy grafika. A to tak jakby krowa starała się być bykiem. Nie żeby brzmiało to jakoś koszmarnie - jakość dźwięku jest zadowalająca. Ale cała płyta to poskładane chaotycznie jazzowo-chilloutowe sample i brak jakiejkolwiek inwencji twórczej kompozytora. A już szczytem lenistwa jest zostawienie tych sampli w wersji surowej i ich zapętlenie. Nie ma tu takiego czegoś jak płynność - melodia rwie się bez przerwy i nakłada się tworząc jeden wielki muzyczny chaos. Korzystać z gotowców też trzeba umieć.

OCENA: 2/10

LISTA UTWORÓW:
1. Infinite space (5:29)
2. Cool breeze (4:00)
3. Joyful inspiration (6:27)
4. Absorbed by the time (7:04)
5. Dancing with the mist (7:00)

Czas trwania: 30:00


Czytaj dalej



David Palmero - Something to Remember part I (2006-2011)


Hiszpanie tworzą dobrą muzykę. Od kiedy odkryłem Jamendo, jestem wielkim fanem kompozytora Rogera Subirany (jego twórczość postaram się wkrótce opisać szerzej na blogu), dziś zostałem sympatykiem Davida Palmero - muzyka ze słonecznej Andaluzji.

"Something to Remember" to podzielona na dwie części płyta będąca zbiorem kompozycji artysty wyprodukowanych w latach 2006 - 2011. To, co wyróżnia ten album spośród innych to znakomite, wręcz przebojowe, partie gitarowe. Drugi utwór "Without tears in my eyes" mógłby spokojnie służyć jako podkład do radiowego hitu.

Polecam fanom muzyki nieco innej niż smętne pojękiwanie. ;)

OCENA: 7/10

LISTA UTWORÓW:

1. Let me dream part_II (edit) (5:04) [warto posłuchać]
2. Without tears in my eyes (edit) (3:20) [warto posłuchać]
3. Warrior of the light (7:34)
4. Lights in the moon (edit) (4:20)
5. The search of stars with PeerGynt Lobogris (edit) (3:42)
6. Shooting star (5:27)
7. Rhythm of love (previously unreleased) (2:32)
8. Only you & I (6:09)
9. Baby (edit) (4:33)

Czas trwania: 42:41



Czytaj dalej



Okładki: maj 2011


Początek miesiąca to okazja, by podsumować to, co działo się w poprzednim. I tak w maju na Jamendo premierę miało 51 albumów z muzyką relaksacyjną. I przyznaję się bez bicia - żadnego jeszcze nie przesłuchałem. Ostatnio mam takie zaległości, że trudno mi być na bieżąco. Tak więc recenzji spodziewajcie się nieco później, dzisiaj przyjrzymy się jedynie okładkom, które moim zdaniem także zasługują na trochę uwagi.


Najlepsza okładka:

Echofikibausik - Addict of chillout


Najładniejszy tekst tytułowy:

Screenplay - Second Night In Heaven


Najbardziej nastrojowa okładka:

The-Watcher - Moonlight City


Najbardziej minimalistyczna okładka:


Neyron - lektrooo


Najdziwniejsza okładka:

DJ TRIKINOSIS - trio


Najgorsza okładka:

stony-stontec - Viretual Reise



Czytaj dalej



Dom the Bear - Ethereal Landscapes 2 (2011)


Nie można ufać recenzjom z Jamendo. Przed odsłuchaniem opisanego niżej albumu naczytałem się paru pozytywnych opinii, dzięki którym nastawiłem się do niego dość entuzjastycznie. Tymczasem zamiast przyjemności czekało mnie srogie rozczarowanie.

Spodziewałem się muzyki łatwej w odbiorze (jak ją określił sam twórca), tymczasem rzeczywistość jest zgoła inna. Większość utworów na płycie brzmi jak efekt wewnętrznego konfliktu artysty, który nie może się zdecydować, czy tworzyć muzykę składającą się z "twardej" czy "miękkiej" elektroniki. Słyszymy więc ładnie brzmiące syntezatory "z głębią", którym przygrywają te przypominające warkot wiertarki.

Od strony technicznej jest jeszcze wiele do zarzucenia. Niektóre partie instrumentów są zdecydowanie za głośne w porównaniu z resztą, melodie czasami za szybko się urywają, przez co powstają nieestetycznie brzmiące przerwy. Zdarzają się momenty, w których trudno jest wyłapać rytm - gdy już zaczynamy się wczuwać, ten nagle się zmienia. Wszystkie te niedoróbki powodują, że muzyka wkurza zamiast relaksować.

OCENA: 2/10

LISTA UTWORÓW:
1. Gaudi (3:26)
2. Out of the waves (12:14)
3. 1967 (9:56)
4. King Louie (3:42)
5. Pebble in the river (4:03)
6. Like a hand on my shoulder (10:44)
7. Look at the green leaves (6:52)
8. Far and beyond (3:00)
9. Out of the waves less water version (8:06)

Czas trwania: 62:03



Czytaj dalej



Tunguska Electronic Music Society - Tunguska Chillout Grooves vol. 5 (2010)


Jak to się mówi: razem raźniej. Tunguska Electronic Music Society to grupa muzyków z całego świata zrzeszonych by tworzyć nowy rodzaj muzyki elektronicznej na wysokim poziomie, dostępnej zupełnie za darmo dla każdego. Opisywany tutaj album jest piątym tworem grupy, która od 2007 roku wydała - bagatela - 17 (słownie: siedemnaście) płyt. I po dzisiejszej sesji z Chillout Grooves vol. 5 mam ochotę poznać je wszystkie!

Niemal każda kompozycja na płycie jest dziełem innego muzyka, co w wielu wypadkach mogłoby grozić "bezpłciowością" całości. Na szczęście tutaj okazało się to świetnym rozwiązaniem - każdy kawałek ma swój charakter, dzięki czemu album szybko się nie nudzi. Wszystkie utwory są dopracowane w najmniejszych szczegółach, więc sesja przebiega bez żadnych zgrzytów, a czas spędzony na słuchaniu mija bardzo szybko i przyjemnie. Bardzo dobry kawałek muzyki relaksacyjnej.

OCENA: 8/10

LISTA UTWORÓW:
1. Oleg Sirenko - Le Petit Prince (5:36) [warto posłuchać]
2. ArLeAn project feat. Violet Sisters - Violet Sisters (7:00)
3. MoVoX - Who Are You (3:51) [warto posłuchać]
4. Aleksey Chistilin - Away From The City (Skit) (1:36)
5. Teremock-Teremock - Daylight (6:20)
6. maxx - Human Imagination (3:34)
7. Electro-Nick - For Those Who Like Traveling Staying Home (5:12)
8. K.D. Expression - Membrance (3:16)
9. Golopapas - Summer's Gone (5:43)
10. Aleksey Chistilin - Last Waves (Skit) (2:23)
11. Andy Gun - A Sky Morn (4:46)
12. Olga Scotland - Iron Flowers From Sirius (4:56)
13. 3DStas - My Twin (Edit) (5:04) [warto posłuchać]
14. Gugenot - Underwater Lake (3:48) [warto posłuchać]
15. Fox - Alone (Original mix by Fox) (5:14)
16. VST GUru feat. Vitaliy Budyak - The Way (Promo Version) (5:14)
17. Aleksey Chistilin - Sunday (3:13)

Czas trwania: 76:47



Czytaj dalej



Anitek - Mind Express (2011)


Lubię czasem posłuchać czegoś innego niż melodie wygrywane przez syntezatory. W końcu ile można? Dziś natrafiłem na album, który idealnie trafia w moje potrzeby.

Mind Express amerykańskiego DJ-a o pseudonimie Anitek to krótki (bo liczący niecałe pół godziny) krążek będący mieszanką bluesa i hiphopowych beatów. Niemal każdy kawałek składa się z partii trąbek upiększanych skreczami, co tworzy miły dla ucha efekt. Trudno jest mi wyróżnić na plus jakiś konkretny utwór, jako że wszystkie trzymają wysoki poziom.

Co prawda nie poleciłbym Mind Express do samodzielnego słuchania, ale jako tło muzyczne do innych czynności sprawia, że czas leci szybko i przyjemnie.

OCENA: 7/10

LISTA UTWORÓW:
1. Calling (2:41)
2. Flow (2:14)
3. Blueprint (3:58)
4. Sarcasm (2:08)
5. Light-year (3:23)
6. Shortcut (1:18)
7. Contact (2:34)
8. One-way (3:00)
9. Welcome (2:26)
10. Destination (2:44)

Czas trwania: 26:26



Czytaj dalej



Single I


Dzisiejszy post jest pierwszym z cyklu wpisów poświęconych singlom znalezionym na Jamendo. Twórczość wielu artystów ogranicza się tylko do pojedynczych piosenek, które przyciągają mniej uwagi, niż pełne albumy. Niezasłużenie.

Każdy recenzowany singiel będzie się składał z krótkiego opisu i oceny. Nie będzie ona jednak wyrażana w 6-stopniowej skali. Będzie ona prostą odpowiedzią na pytanie: „Czy warto dodać ją do prywatnej listy odtwarzania?”. Mam nadzieję, że taka forma przypadnie Wam do gustu. Dziś na pierwszy ogień idzie 5 singli.

D.fenZ – suchone (5:50)
Zlepek prostego beatu i syntezowanych trąbek. O 3 minuty za długi.
Werdykt: nie warto

Adult Only – Shoreless
(7:00)
Połączenie pianina i klasycznej gitary z syntezatorami. Bardzo udane.
Werdykt: relaksuje!

PeerGynt Lobogrys – Souls of Gaia (V.2 Sotano Sellado) (3:20)
Elektryczne gitary, perkusja, dzwonki, chórki... Lekki przerost formy nad treścią.
Werdykt: jako zagłuszacz ciszy

Lar Clobsay – Luna (3:12)
„Galaktyczne” klimaty. Słuchając utworu poczujemy się, jakbyśmy właśnie stąpali po srebrnym globie. Dobry utwór, choć miejscami zbyt płaskie dźwięki.
Werdykt: relaksuje!

Mandala Orient – Mandala Meditation (3:15)
Orientalne dźwięki, wedle znaczników nadają się do medytacji. Dla mnie zbyt dynamiczne.
Werdykt: jako zagłuszacz ciszy


Czytaj dalej



Chill Carrier - Urban Dreams (2010)


Nikt z nas nie lubi stać w korkach w drodze powrotnej do domu, po ciężkim dniu. Miejski szum wywołuje u nas negatywne skojarzenia i tęsknimy za chwilą ciszy i odpoczynku od zgiełku. Tymczasem niemiecki muzyk o pseudonimie Chill Carrier na swej najnowszej płycie udowadnia z powodzeniem, że odgłosy miasta mogą także znakomicie relaksować.

"Urban Dreams" to płyta z gatunku Tokyo Lounge, łączącego w sobie elementy muzyki relaksacyjnej, wymieszanej z elektroniką i odgłosami wielkiej metropolii. Połączenie, wydawać by się mogło, mało strawne. Tymczasem w praktyce okazuje się ono znakomitą odskocznią od nieco wtórych już melodii wygrywanych przez orkiestrę i łączonych z dźwiękami natury.

Pierwszy utwór na płycie ("Time Go To") jest otwierany przez sekwencję dźwięków z zatłoczonego metra, które następnie płynnie przechodzą w nostalgiczną melodię wygrywaną na pianinie przy udziale syntezatorów. Nie czuć tu jednak mocno elektronicznego brzmienia. Muzyka dochodzi jakby z oddali, świetnie budując nastrój osamotnienia, towarzyszący życiu w metropolii. Jest to najlepszy kawałek na płycie.

"Time Go To" razem z innymi utworami w pewnym sensie ilustrują różne chwile egzystencji w wielkim mieście. I tak dynamiczne "Road Summer Trip" kojarzy się z codzienną drogą do pracy i ciągłym pośpiechem, lekko erotyczne "The Night I Met You" to obraz nocnego życia mieszkańców, a spokojne "Dawn At The Station" to dźwięki metropolii budzącej się do życia o świcie.

"Urban Dreams" to album przesycony emocjami. Gdyby jednak wybrać jedno dominujące odczucie towarzyszące odsłuchiwaniu płyty, byłaby to nostalgia. Nostalgia za odrobiną romantyzmu, którego tak brakuje nam pośród zimnych betonowych ścian. "Urban Dreams" to muzyka, która może być nie tylko traktowana jako relaksacyjna, ale także jako swoiste katharsis.

OCENA: 9/10

LISTA UTWORÓW:
1. Time Go To (5:18) [warto posłuchać]
2. Apart Together (6:31)
3. Lost In Downtown (4:13)
4. The Night I Met You (6:21)
5. Lost And Found (7:17)
6. Metropolis By Night (3:55)
7. Dawn At The Station (4:44) [warto posłuchać]
8. Summer Road Trip (3:13)
9. Rooftop Space Ride (8:40)
10. Moving On (5:43) [warto posłuchać]

Czas trwania: 55:55



Czytaj dalej



Sonic Mystery - Coming Home (2010)


Czy proste dźwięki mogą relaksować? Czy zlepek kilku sampli można nazwać muzyką relaksacyjną? To pytanie zadawałem sobie po pierwszym przesłuchaniu płyty słoweńskiej grupy Sonic Mystery. Pierwszy kontakt z tym albumem nie należał do udanych.

Utwór otwierający płytę ("Arrival") powitał mnie mieszanką bębnów i elektronicznych syntezatorów, urozmaicanych "efektami" w postaci kobiecych okrzyków. Tempo utworu było nieco zbyt szybkie, co nie pasowało do tagów opisujących album jako "relaksujący". Podobnie jest z "Endless Driving", który raczej nadaje się jako podkład do jazdy samochodem po autostradzie, a nie stania w korkach.

Kolejne kilka ścieżek również nie spełniło moich oczekiwań. Liczyłem na coś, co będę mógł nucić w myślach po zdjęciu słuchawek, a otrzymałem proste i nudne melodie złożone z partii instrumentów strunowych wymieszanych z bezpłciowym elektronicznym tłem. Klapa?

Nie do końca. Utwór "Eternity", który zamyka album, wybija się ponad niski poziom reszty. "Eternity" to popis gitary i piszczałkowych organów. Jednak elektroniczne brzmienie tych instrumentów nie jest tak zauważalne jak w poprzednich utworach, dzięki czemu nie zakłóca odbioru muzyki i nadaje "Eternity" głębi.

Twórcy albumu bardzo sprytnie ułożyli kolejność ścieżek na płycie. Rozczarowanie słabymi utworami z początku jest nieco zacierane przez ostatnią kompozycję. Jednakże cały czas dominuje wrażenie, że to nie "Eternity" zostało stworzone do albumu, tylko cały album do "Eternity".

OCENA: 4/10

LISTA UTWORÓW:
1. Arrival (2:44)
2. Dawn (3:01)
3. Tofu (1:29)
4. Coming Home (3:28)
5. Endless Driving (2:08)
6. From The Deep (3:16)
7. Eternity (3:29) [warto posłuchać]

Czas trwania: 19:45



Czytaj dalej